One Punch

Zaczynamy moim ulubionym anime-One Punch. Jeszcze nigdy nie spotkałem takiego dziwnego, a jednocześnie fascynującego tworu japońskiego, ale od początku.

Sama animacja skupia się na Saitamie, normalnym człowieku, który jakimś cudem za sprawą zwykłego, ciężkiego treningu stał się najsilniejszym człowiekiem na świecie. Fabuła niby kopiuj-wklej, jakiej pełno. Błąd! Nie uświadczysz tu wizji herosa według Marvella oj nie. Nacisk położono bardziej na komedię niż na łzawe i przesłodzone czyny. Jest King, który swoją wysoką pozycję w rankingu bohaterów zdobył przypadkiem, nie potrafiąc, nawet walczyć, spotkasz też potworów z długim monologiem, padającym po jednym ciosie Saitamy.

Właśnie, jeden cios. Czy to znaczy, że jego oponenci są tak słabi? I tak i nie. Dla reszty świata są, mówiąc ogólnikowo „normalni”, ustawieni w liście pod względem siły, protagonista za to posiada aż tak wielką siłę, że wystarczy jedno uderzenie, by taką klasę „S” posłać do przysłowiowego piachu.

Ktoś pewnie powie, łał, to musi mieć władze i pieniądze. I znów muszę powiedzieć błąd! Mieszka w małym mieszkaniu, znajdującym się w typowym japońskim bloku (ci, co oglądają anime, dobrze wiedzą, o co mi chodzi), poluje na promocję i spokojnie sobie żyje, marząc o wielkiej sławie. Jego największym problemem, prócz ogromnej mocy, jest przeciętna, łysa twarz, którą trudno zapamiętać. Na dodatek stopień popularności określa lista bohaterów, ułożona według klasy, gdzie „S” jest największa, potem idzie A, B i tak dalej. Więc w czym problem, dostać się i po sprawie. Niestety, jak to zwykle bywa, nic nie jest takie proste.

By znaleźć się w upragnionej czołówce, trzeba zdać testy teoretyczne i praktyczne, z drugim nie ma problemu, ba! Pobija wszystkie rekordy, jednak nasz protagonista do orłów nie należy i ląduje w "B". Oczywiście będzie próbował iść wyżej, jak na razie idzie mu całkiem dobrze. Innym problemem protagonisty jest brak przeciwnika na jego poziomie, nawet nie zdąży rozgrzać pięści, a wróg już leży rozpaćkany.

Polecam tę serię z całego serca. Nie wiem, co pił twórca tego anime, ale musiało być mocne. Sam główny bohater wygląda tak:


Istnieje oczywiście wersja lepsza, którą uwielbiam:


Najlepsze jest to, jak inni traktują głównego bohatera, zarówno towarzysze, jak i nieprzyjaciel. Długie przechwałki, a po chwili lądują na czterech literach. Coś wspaniałego, jak z wyglądu słabiak, przetrąca karki silniejszym, nienawidzę, gdy bohater ciągle dostaje wycisk, mimo opanowania jakieś cudnej mocy np. Bleach, ale o tym później. Co do innych bohaterów prezentują się oni podobnie do Saitamy, bardzo często przedstawiani są w sposób komiczny, jak „koleś” z bejsbolem, czy bohater ananas. Całość to głównie komedia, przeplatana akcją. Kreska jest również ładna, bez żadnych zastrzeżeń i udziwnień.

Powagi tu tyle, co kot napłakał, jedyne co najbardziej irytuje, to nieodkrycie prawdziwej mocy bohatera. Przeważnie albo nie ma świadków jego wyczynów, albo są one lekceważone, nawet teraz w czasie trwania tego sezonu nic takiego nie było, choć mam nadzieję, że jeszcze nie było.

Plusy:

- można się pośmiać.

- dość dużo akcji.

- bohater to nie oferma, tylko naprawdę ktoś.

- satyryczny świat i przerysowani bohaterowie i antagoniści.

- brak cukierkowej otoczki, czyli krew, pot i flaki, jednak bez przesady, wszystko miarkowane z umiarem.

Minusy:

- niektóre odcinki się dłużą.

- irytujące uczucie, kiedy wreszcie inni zobaczą jego prawdziwą moc.

- zbyt mało odcinków!!!

Komentarze

Popularne posty